o ekologii słów kilka

Eko-logicznie: O tym, jak i dlaczego przeszłam na eko-stronę mocy.

Cały świat został opanowany przez trend bycia „eko” i działań na rzecz środowiska. Coraz więcej ludzi zaczyna zastanawiać się nad długofalowymi konsekwencjami swojego postępowania wobec naszej planety. Nie da się ukryć, że o byciu „eko” jest teraz bardzo głośno. I bardzo dobrze! Wiedza o mądrej ekologii powinna być szerzona wszelkimi możliwymi kanałami informacyjnymi. Przejście na „eko stronę mocy” jest możliwe dla każdego i ja jestem tego przykładem.

Jeszcze dwa lata temu byłam ekologicznym ignorantem. Owszem, segregowałam śmieci (tak pobieżnie, plastik i szkło) i korzystałam z kubłów na śmieci (szaleństwo, prawda?). Jednak moje bycie „eko” ograniczało się tylko do takich działań. W naszym pierwszym roku jesiennych prac ogrodowych, M. z trudem wyperswadował mi palenie liści zebranych spod orzecha. „Spalanie liści jesienią? To przecież żaden problem, spójrz wokoło, wszyscy tak robią.” rzucałam mu z lekkością te bardzo „trafne” argumenty. Jakoś ciężko było mi zrezygnować z tego, tak dobrze mi znanego, procederu.

Od czego się to wszystko zaczęło?

Pewnego dnia odwiedziła mnie moja przyjaciółka Betty, która z radością pokazała mi swoje zakupy w postaci woreczków na warzywa, metalowej słomki i wielorazowych płatków kosmetycznych, oraz wspomniała o książce Arety Szpury pt.: „Jak uratować świat”. Betty to kobieta niezwykle inspirująca, dlatego postanowiłam pójść za jej przykładem i zaczęłam wgłębiać się w tajniki wielorazowych produktów i rezygnacji z plastiku. Tym samym zaczęłam poruszać tematy związane z klimatem. Im więcej czytałam na temat zmian klimatycznych czy produkcji rzeczy, które otaczają mnie na codzień, tym szerzej otwierałam oczy. Pamięć wyrzucała mi obrazy z Tajlandii, gdzie nadużycie jednorazowego plastiku osiąga stopień krytyczny.

Zdanie, które otworzyło mi oczy na bycie eko

Zaczęłam przyglądać się wsi, w której mieszkam i w której się wychowywałam. Okazało się, że jest to całkiem inne miejsce, niż to które pamiętam z czasów mojego dzieciństwa. Nie mam tu na myśli domów, które pojawiają się wokoło jak grzyby po deszczu. Lato czy zima wyglądają tutaj teraz całkiem inaczej, a nie minęło nawet 30 lat. Zaczęłam się zastanawiać na jakim świece będą żyły moje córki i moje myśli poszły w bardzo przerażającym kierunku. Tym sposobem pożegnałam się z reklamówką i przywitałam ze starą dobrą lnianą torbą. Rozpoczęłam żmudny proces zmian w życiu moim i mojej rodziny.

Dlaczego piszę o tym na blogu TiliBlue?

TiliBlue to moje miejsce, w którym dzielę się z Wami moimi pracami. Chcę Wam też pokazać moje „eko” patenty, których używam w domu (przy czym chciałam tutaj podkreślić, że nie odkrywam Ameryki i nie jestem żadnym eko-pionierem). Ten blog chcę wykorzystać jako miejsce usystematyzowania wiedzy i wiadomości. Chciałabym, żeby bycie „eko” szerzyło się na każdą stronę, ponieważ wierzę, że możemy przygotować naszym dzieciom świat mniej przerażający i zdecydowanie lepszy niż przedstawiają nam media.

Jaki jest plan na przyszłe wpisy?

Na blogu, raz w miesiącu, ma się pojawić wpis z serii pt.: „Eko-logicznie”. W tych postach znajdziecie recenzje książek, przykłady produktów, które stworzone są w myśl idei „less waste”, polecane miejsca, gdzie znajdziecie więcej eko-informacji i przykłady tego, jak uczymy naszą córkę życia w duchu dbania o naszą planetę.

Tak więc, niech „eko” będzie z wami 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *